wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział pierwszy

„Ludzkość musi położyć kres wojnie,
bo inaczej wojna położy kres ludzkości.”
- John Fitzgerald Kennedy
Rok 1941
- No gdzie ona jest?
            Średniego wzrostu brunetka stała przed niewielką kamienicą i wypatrywała pojawienia się dziewczyny, która miała dać znać, że droga jest wolna. Dziewczyna coraz mocniej się denerwowała. Za czterdzieści minut miała zacząć się godzina policyjna [1], a to znaczyło tyle, że nie powinno jej tu być. Nerwowo zerkała w stronę jednego z okien, gdzie ukrywany był ranny skoczek z Wielkiej Brytanii [2]. Nie miała zielonego pojęcia, jakim cudem ten mężczyzna został ranny, ale i takie wypadki się zdarzają. Miał on zostać przetransportowany do mieszkania kobiety, ze względu na to, że jej matka była lekarzem. Kilka metrów od niej stał przygotowany do transportu samochód. Była obserwowana przez mężczyznę z okna, więc otworzyła torebkę i wyjęła z niej chusteczkę, a następnie przetarła sobie delikatnie czoło. To był znak, że aktualnie droga jest nie do przejechania i z pewnością wpadliby w ręce Niemców. Denerwowała się. Jej starsza o pięć lat siostra dalej nie dała umówionego znaku. Bała się, że matka zorientuje się, że dziewczyny brały udział w różnych akcjach polskiego podziemia. Musiały się z tym kryć, ponieważ ich ojciec oraz brat tkwili w Wielkiej Brytanii gdzie uciekli w 1939 roku. Ojciec został już zrzucony w Krakowie, a o bracie słuch zaginął. Nie mogły pozwolić, żeby rodzicielka wykryła ich działalność, bo to złamałoby jej serce. Przypuszczała, że mama domyśla się, że jej córki nie są tylko zwykłymi dziewczynami, a członkiniami Ruchu Oporu, że walczą o wolną Polskę.
            Nie wierzyła, że jeszcze kilka lat temu spokojnie zdawała maturę i tańczyła razem z chłopakiem, który jej się podobał. To było rok przed najazdem Hitlera na Polskę. Wszystko wtedy wydawało się tak proste i banalne. Miała przyjaciół, z którymi chodziła do kina, na potańcówki czy też nad Wisłę. Miała ojca, który w każdą niedzielę zarządzał rodzinny spacer po Warszawie. Każdej niedzieli inna trasa, inny motyw przewodni wycieczki. Wszystko było takie dobre.
- W końcu – powiedziała sama do siebie, gdy ujrzała na rogu swoją siostrę, która szła z mężczyzną pod rękę.
            Z torebki wyjęła lusterko i przejrzała się w nim długo i dokładnie. Samochód, który stał kilka metrów od niej zaczął się delikatnie cofać, a mężczyzna, który ją obserwował w oknie schował się w głąb mieszkania. Musieli działać szybko, jeśli chcieli dotrzeć do mieszkania dziewczyny przed godziną policyjną. Drzwi klatki schodowej otworzyły się i wyszło z nich trzech wysokich mężczyzn. Dwóch pomagało iść trzeciemu, który słaniał się na nogach. Otworzyła drzwi i poczekała, aż mężczyźni wsiądą i sama zajęła miejsce z przodu. Kierowca ruszył spokojnie w stronę mieszkania dziewczyny. Denerwowała się. Bała się czy Urszula i jej towarzysz akcji dotrą na czas do domu. Była za nią odpowiedzialna. Wygładziła niewidoczne zagniecenie na błękitnej sukience. Czuła się bardzo niezręcznie w towarzystwie tylu mężczyzn. Jednak nie odezwała się ani słowem. Ranny skoczek ciężko oddychał, a do prawego ramienia jego wysoki kolega, który nad prawym okiem miał bliznę przyciskał zakrwawioną chusteczkę. Liczyła, że w samochodzie nie zostanie ślad po krwi, bo wtedy przy najmniejszej kontroli ci, którzy będą jechali następnym razem w aucie mogą mieć nieprzyjemne problemy. W końcu dojechali pod niewielką kamienicę. Kobieta wysiadła z auta i szybko weszła do klatki schodowej. Przytrzymała jeszcze drzwi, żeby mężczyźni weszli i następnie ruszyła do pierwszych drzwi. Z torebki wyjęła klucze i otworzyła drzwi.
- Zaprowadźcie go do pokoju po prawej – powiedziała i odwiesiła sweterek, który miała na sobie na krzesełko.
            Pomysł, żeby rannego schować u lekarki wyszedł od matki dziewcząt, która pomagała walczącym o Polskę. Nie miała jednak pojęcia, że to jej dwie córki będą brały udział w tej niebezpiecznej akcji. Poprawiła lewy rękaw sukienki i weszła do pokoju gdzie miał przebywać skoczek. Natychmiast podeszła do okna i zasłoniła je szczelnie. Ranny został posadzony na krzesełku. Brunetka natychmiast poszła do łazienki i naszykowała miskę z wodą, czysty ręcznik oraz środki dezynfekujące. Maria Skotnicka miała całodobowy dyżur w szpitalu, więc wychodząc poprosiła córki o opatrzenie mężczyzny, który zostanie przywieziony tuż przed godziną policyjną.
- Może trochę szczypać – powiedziała kobieta i zaczęła zdejmować koszulę, która była przesiąknięta krwią. Gdy już ją zdjęła, spod łóżka wyjęła worek i wrzuciła rzecz do środka. – Ktoś wyjął ci kulę? – spytała, gdy oglądała ranę.
- Został tylko draśnięty – powiedział jeden z mężczyzn, którzy stali pod ścianą jakby mieli zaraz zostać rozstrzelani.
- Pytałam poszkodowanego – warknęła dziewczyna. – Mocno został draśnięty, skoro potrzebujesz pomocy lekarza.
            Wiedziała, że nie może pouchwalać się z tymi trzema skoczkami. Byli osobami, które w każdej chwili mogą zostać złapane przez Gestapo i mogli przechodzić okropne tortury. Lepiej wiedzieć wtedy jak najmniej, bo jest mniejsze ryzyko wydania jakiś ważnych rzeczy – nie znaczy to wcale, że nie będzie się wtedy mniej bitym lub też jak to było nazywane przesłuchiwanym. Gdy usłyszała szczęk przekręcanych kluczy odetchnęła z ulgą. Urszula wróciła do domu.
- Lola, jestem – powiedziała wchodząc do pokoju.
- To dobrze Tyśka. Podgrzej zupę – rzekła. – A wy możecie już iść. Za piętnaście minut godzina policyjna, chyba nie chcecie dać się złapać.
- A no tak. Jasne – powiedział mężczyzna, który wyglądał na sporo młodszego od swojego kolegi.
- Jeśli coś by się nie tak działo z Kosą to dajcie znać na skrytkę – usłyszała drugi męski głos.
- Nie ma sprawy. Tyśka, grzej zupę – przypomniała siostrze, dziewczyna.
- Trzymaj się Kosa i zdrowiej szybko – powiedział chłopak z blizną nad prawym okiem.
- Spoko. Nie dam się tak łatwo Szwabom ubić – stwierdził ranny i uśmiechnął się lekko do towarzyszy. 
            Mężczyźni wyszli, a dziewczyny zajęły się swoimi czynnościami. Młodsza opatrywała rannego. Zrobiła opaskę uciskową, żeby krew przestała lecieć, a przynajmniej nie wykrwawił się do powrotu mamy, która miała go lepiej opatrzyć. Gdy skończyła czynność zabrała rzeczy do kuchni i zostawiła mężczyznę samego w pokoju. W kuchni Urszula podgrzewała zupę, którą rano ugotowała. Do worka, w którym była już zakrwawiona koszula skoczka, włożyła zużyte bandaże i gazy. Rano miał po to przyjść jeden z łączników, żeby pozbyć się dowodów. Gdy umyła ręce, pokroiła kilka kromek chleba i ułożyła je na talerzu.
Nienawidziła wojny. Wojna zabrała jej to, co miała najcenniejszego – swobodę i wolność. Swobodę życia. Po maturze zaczęła studiować medycynę. Chciała ratować ludzkie życia, podobnie jak jej mama. Jednak rok później wojna zmusiła ją do opuszczenia uczelni i życia jak szczur. Musiała ukrywać swoje prawdziwe oblicze we własnym kraju. Musiała robić to, co prześladowca chciał i uważał za słuszne. Nie miała żadnych praw, a tylko obowiązki. Każdy zły ruch lub słowo w każdej chwili mogło obrócić się przeciwko niej. Nie było dnia żeby nie bała się spacerować po ulicach Warszawy, które tak dobrze znała i kochała. Teraz to nie było to samo miejsce. Teraz to było więzienie, którego nie mogła opuścić, bo jednocześnie je kochała i nienawidziła. Wojna odebrała jej ojca i brata. Ukochanych mężczyzn, dla których była wszystkim. Zresztą nie ona jedyna w kraju przeżywała takie katusze. Miała jeszcze jeden powód, żeby nienawidzić swoich oprawców. Zabrali jej ukochanego mężczyznę do getta [3]. Janek nie był Żydem. To była pomyłka w papierach. Jego cała rodzina została zabrana niesłusznie do getta. Byli Polakami z dziada pradziada, ale nikt ich nie chciał wtedy słuchać. Wywiezieni zostali do dzielnicy żydowskiej i tam zajmowali niewielkie mieszkanko w sześć osób. Od kilkunastu dni nie miała z nim kontaktu. Niesamowicie trudno było przemycić jakikolwiek gryps [4] do getta czy w drugą stronę. Specjalny człowiek, który był w jej komórce miał załatwioną fałszywą wejściówkę do getta, żeby dowiadywać się różnych sytuacjach w tamtym miejscu i nie raz i nie dwa przemycał kilka grypsów do najbliższych, którzy nie podzielili losu Żydów.
- Zośka, przestaniesz się modlić nad tym chlebem? – spytała Ula, gdy nalała już talerz zupy.
- Zgłupiałaś? Miałyśmy nie używać swoich imion – przypomniała jej siostra.
- A ty zapomniałaś, że to ma być nasz krewny? I nie trzymaj się tak sztywno zasad – powiedziała starsza z dziewcząt i na tacy położyła dwa talerze.
            Zofia popatrzyła na siostrę i starła okruszki chleba ze stołu. Wstawiała właśnie wodę na herbatę, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Była tym ogromnie zdziwiona, bo od pewnego momentu trwała już godzina policyjna. Wyszła do przedpokoju, a w drzwiach, gdzie leżał skoczek stanęła Urszula, które dyskretnie zamykała drzwi i pokazywała mężczyźnie, żeby był cicho i nawet nie próbował wyjść z pomieszczenia. Ktoś ponownie zapukał do drzwi. Zośka spojrzała niepewnie na siostrę i cicho podeszła do drzwi. Wiedziała, że to nie może być ich mama, bo miała całodobowy dyżur w szpitalu.
- Zośka, otwórz to ja Rudy – usłyszała cichy szept za drzwiami. Szybko przekręciła zamek i wpuściła do środka wysokiego blondyna o zielonych oczach.
- Zgłupiałeś? Przychodzisz tutaj, gdy jest godzina policyjna. Chcesz mi Niemców na mieszkanie ściągnąć? – spytała go dziewczyna.
- Musiałem tu przyjść. Lepiej, żebyś dowiedziała się tego ode mnie niż za kilka tygodni – powiedział mężczyzna.
- O czym ty mówisz?
- Janek nie żyje – powiedział, patrząc prosto w jej zielone oczy.
- Co? – spytała, nie wierząc w to, co usłyszała. – Kłamiesz.
- Nie. Widziałem na własne oczy jak go Niemcy zastrzelili. Wracał do siebie właśnie po przekazaniu mi grypsów, gdy jakiś Niemiec uderzył kobietę w ciąży. Janek nie wytrzymał i rzucił się na niego. Powalili go na ziemie i zastrzelili. Tak mi przykro Lola – powiedział Rudy i przytulił do siebie dziewczynę.
            Zosia nie wierzyła w to, co usłyszała. To wszystko był jak koszmarny sen, który nie chce się nigdy skończyć. Tyle krwi zostało przelane w ciągu kilkudziesięciu miesięcy, a końca wojny nie było widać. Czuła, że opada z sił. Czuła, że jej serce rozrywane jest na miliony małych kawałeczków. Gdyby nie silne ręce Rudego najprawdopodobniej upadłaby na podłogę i nie wstała. Nie miała siły nawet iść. Czuła, że świat przestał dla niej istnieć. Z Jankiem planowali wspólną przyszłość. Nawet w krótkich grypsach zapewniał ją, że przetrwa w getcie do końca wojny, żeby tylko być z nią.  A teraz, w tym momencie ich marzenia zostały pogrzebane przez jakiegoś Niemca, który uważał, że każdy rozkaz jego wodza jest słuszny i najważniejszy. Rudy głaskał ją po włosach i próbował uspokoić.
- Nie mogłem nic zrobić – mówił szeptem do jej ucha. – Nie mogłem. Uwierz mi, że nie mogłem – powtórzył raz jeszcze.
- Rudy zaprowadź ją do pokoju – poprosiła Urszula, która była nie mniej wstrząśnięta niż jej siostra.
            Doskonale wiedziała, że jej siostra i Janek byli sobie pisani. Dobrali się już w czasach gimnazjum [5]. Spotkali się gdzieś na ulicy i od tego momentu byli w zasadzie nierozłączni. Rozumieli się jak nikt. Nadawali na tych samych falach i uwielbiali te same rzeczy. Serce starszej siostry przeżywało straszne katusze widząc, że młodszej dziewczynie zawalił się świat. Zapukała jednak do drzwi nowego lokatora i weszła do środka. Mężczyzna siedział na krześle z bronią gotową do wystrzału.
- Spokojnie. To tylko złe wieści. Jeśli byś czegoś potrzebował to przyjdź z tym do mnie – powiedziała Urszula, a mężczyzna odłożył broń.
- Myślałem, że to Niemcy – powiedział Kosa.
- Nie, to nie oni. Zjedz zupę i połóż się. Jak mama rano wróci to opatrzy Twoją ranę – rzekła Ula i dodała. – Dobranoc.
            Następnie swoje kroki skierowała do pokoju swojego i siostry. Zosia leżała na łóżku i płakała. Rudy głaskał ją po ciemnych włosach i próbował uspokoić.
- Idź już do domu. Uważaj na siebie – powiedziała siostra do mężczyzny.
- Daj jej to jak się uspokoi – powiedział mężczyzna i włożył do ręki Urszuli zwitek papieru. – Ja naprawdę nie mogłem nic zrobić – powtarzał to jak mantrę, jakby to miało usprawiedliwić brak jego reakcji.
- Wiem. To jest wojna i są ofiary. Ona się po tym podniesie.
- Może góra da jej trochę wolnego – zasugerował Rudy.
- Nie sądzę. Ma być łączniczką jednego z trzech skoczków. Musi być do dyspozycji. Da radę – zapewniła go Ula. – Idź, bo jeszcze ciebie Niemcy sprzątną.
            Mężczyzna wyszedł, a kobieta zamknęła za nim drzwi. Zamknęła oczy i próbowała wszystko sobie poukładać.

____________________________________________________________
[1] Całkowite zaciemnienie od godziny 20 do 6. Nie wolno było w tym czasie wychodzić z domu i zapalać światła przy niezasłoniętych szczelnie oknach.
[2] Tzw. Cichociemni, czyli żołnierze Polskich Sił Zbrojnych zrzucani na spadochronach do okupowanej Polski podczas II wojny światowej w celu walki z niemieckim okupantem oraz organizowania i szkolenia polskiego ruchu oporu w kraju.
[3] Odizolowana część miasta, przeznaczona dla zamieszkania mniejszości narodowej, etnicznej, kulturowej bądź religijnej, poza którą nie wolno tejże społeczności zamieszkiwać. W krajach okupowanych przez hitlerowców w czasie II wojny światowej władze okupacyjne tworzyły zamknięte i strzeżone getta, w których przymusowo osiedlano ludność żydowską z danego terenu. Getta te były zazwyczaj otoczone strzeżonym od zewnątrz murem i całkowicie zależne od dostaw żywności oraz energii. Utworzenie gett było pierwszym etapem Zagłady Żydów, zaplanowanej i przeprowadzonej przez nazistów.
[4] W gwarze więziennej – nielegalnie przemycony list do więźnia lub poza więzienie; ja użyłam tego w przypadku wiadomości do getta i z getta.
[5] W czasach przedwojennych szkoła średnia. 
____________________________________________________________
Nawet nie wiecie jak się boję, że to zepsułam... 
Początki zawsze są ciężkie. Nie wiem czy uda mi się idealnie oddać czas II wojny światowej, ale będę robiła wszystko, co w mojej mocy, żeby tak było. Pomysł na to opowiadanie kiełkował w mojej głowie od kilku miesięcy. Próbowałam go wypłoszyć, ale jak się okazało nieskutecznie. Proszę o krytykę, byle tylko była ona konstruktywna.
Daję przypisy do wszystkich rzeczy, które mogą być nie jasne lub wymagają wyjaśnienia, lepiej przypomnieć coś oczywistego niż potem czytelnik ma sobie szukać odpowiedzi w innym miejscu.  

12 komentarzy:

  1. Nic nie zepsułaś! Jest dobrze dopracowane.Realia II wojny światowej są, jak dla mnie drastyczne i straszne, i trudno uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę, choć wiadomo, że tak było.

    Czekam na kolejny rozdział i rozwój akcji (nie wiem, czy "rozwój akcji" jest na miejscu)
    [obrot-spraw]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Nad każdym rozdziałem spędzam około dwóch lub nawet trzech tygodni, czytając po kilka razy, starając się wyłapać literówki czy też błęd stylisytczne oraz interpunkcje (tu jestem z góry na przegranej pozycji). Dopracowuje każdy moment, każde zdanie. Wkładam w to wiele pracy, więc każdy taki komentarz dodaje wiary.
      Dla mnie też te czasy są straszne i okropne... Jednak historia ma to do siebie, że nie jest kolorowa.

      Usuń
  2. Jak jeszcze raz mi powiesz, że to spieprzysz to przysięgam przy świadkach, że walnę Cię w tą Twoją główkę wiesz! I tak, tak - to groźba! Bo ja wiem, że Ty niczego nie spieprzysz i wiem, ze ta historia będzie zupełnie inna niż wszystkie! Ba, ona już taka jest - niepowtarzalna, unikatowa, cudowna!

    Wiesz, że uwielbiam takie klimaty, wiesz, że bardzo lubię Antka, a do Janka ze względy na rolę Władka mam przeogromną słabość - więc już mnie masz! Masz mnie całą już od samego początku i będę tutaj pod każdym odcinkiem pisała swoje wywody, aż w końcu będziesz miała mnie dość :D

    Jest idealnie! I ja już czekam na kolejne, buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to sobie poczekasz kolejny miesiąc!
      Oj nie bądź taka pewna, że tego nie zepsuje! Widocznie jeszcze mnie dobrze nie znasz :)
      :*

      Usuń
  3. Podpisuję się pod komentarzem Tea - za jeszcze jedno wspomnienie o spieprzeniu oberwiesz! To jest tak dobre, że mnie zatkało i z naprawdę ogromnym trudem piszę te kilkanaście słów. Zresztą już pisałam Ci na gg, że jestem pod wrażeniem Twojego talentu, który jest ogromny. Teraz nie będę mogła spać po nocach w oczekiwaniu na nowy rozdział, który zgaduję, pojawi się nieprędko. No ale może przy Tobie nareszcie się nauczę cierpliwości? No zobaczymy. Powodzenia w dalszym tworzeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję :). Miło się czyta takie słowa, które dają mi siłę do kolejnych godzin spędzonych nad tworzeniem rozdziałów.
      I ja nie mam talentu! Co Wy mi znowu z talentem wyskakujecie jak króliki z kapelusza?!

      Usuń
  4. Zdecydowanie świetne. Wiadomo, początki są trudne, ale wierzę w Ciebie :) Uwielbiam czytać o tych czasach, choć często trudno znaleźć lub wyobrazić sobie chwile szczęścia, kiedy codziennie tyle osób umiera. Rudy akurat skojarzył mi się z "Kamieniami na szaniec" :)
    Pozdrawiam serdecznie, Anna.
    /releve-moi/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :).
      Oj tak zdecydowanie trudno znaleźć chociaż namiastkę szczęcia, gdy wszędzie giną ludzie, a smierć nie oszczędza nikogo.
      Pozdrawiam, Lady Spark

      Usuń
  5. Nie spinaj się, nie panikuj. Przecież wyszło tak jak chciałaś, jest klimat. Wszystko można wyczuć.
    Takie wprowadzenie w akcję, a już obfite w ofiary. Dziewczyny całe, ale jak widać, serce Zosi pękło w drobny mak. Niełatwo znieść takie coś. Panuje wojna, ale nikt nie dopuszcza myśli o stracie bliskiego. Pisz dalej ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla mnie super. widze związek z moim ulubionym serialem "czas honoru". dobra z polskiego nie jestem więc się nie znam, ale chyba OK jesli chodzi o styl.troche mieszają mi się jeszcze bohaterowie(przez oglądany serial), ale i tak bomba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Hejka, wpadłam troszkę przypadkiem, przechadzając się po różnych blogach i wpadłam do Ciebie, zostanę i przeczytam, bo interesuję mnie taka tematyka. Przeczytałam prolog, ale jest piosenką i nie za wiele mogę o niej powiedzieć. Cóż na pewno jest piękna i ładnie zaśpiewana. Cieszę się, że dajesz odnośniki do różnych pojęć, chociaż jedynie przydał mi się drugi, bo naprawdę pomyślałam coś innego i strasznie wydało mi się to nielogiczne :D. Wiadomo - skoczki narciarskie, co raczej nieco dziwne byłoby w takich okolicznościach. Bardzo mnie ciekawi, co jeszcze pokażesz. Też się pokusiłam o napisanie krótkiego opowiadania w tej tematyce, który jest na moim blogu, ale nie wiem czy zdołałabym napisać całe w takim temacie. Czytałam, że w tym okresie było raczej mało samochodów używanych w okupowanej Polsce, bardziej rowery te sprawy. Jednak skoro dziewczyny są w organizacji, to pewnie trochę łatwiej dało się taki załatwić czy coś. Poza tym pilnowały, aby nie zobaczyli ich Niemcy. Trzeba mieć głowę na karku, aby wymyślić takie ruchy, które nie wydają się nikomu dziwne na znak, że wszystko w porządku lub właśnie jest zagrożenie. No i potrzeba dużo odwagi, i na pewno należny być rozgarniętym, bo chwila nieuwagi czy jakaś pomyłka, a kara może być naprawdę wielka. Myślę, że Janek dobrze się zachował, choć przypłacił za to życiem. Naprawdę trzeba mieć odwagę, aby się przeciwstawić wrogowi, ale bez walki, powstań itd. nie byłoby żadnej niepodległości. Ale Zosia pewnie uważa, że powinien trzymać swoje ręce na wodzy... i trochę trudno się dziwić, bo w końcu to bliska dla niej osoba. Tylko czy umiałby żyć ze świadomością, że pozwolił na bicie ciężarnej kobiety? To są trudne dylematy wojny. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy