„Będę cię kochać do końca
życia.
A jeżeli jest coś potem,
będę cię kochać także po
śmierci.
Czy mnie rozumiesz?”
- Jonathan Carroll
Rok 1941
Wszystko toczyło się nie tak jak powinno.
Janek nie żył i nie była w stanie tego zmienić, a bardzo chciała. W jednej
chwili cały świat drobnej, ciemnowłosej dziewczyny zawalił się. Miała nadzieje,
że ranek nigdy nie nadejdzie, że na zawsze zostanie chwila, w której poznała
Janka. Tak bardzo chciała się cofnąć do tego momentu. Chciała znowu być z nim i
tylko z nim. Janek nie poszedł do wojska, jako ochotnik, ani nie został
przyjęty w poborze. Miał wrodzoną wadę serca, która uniemożliwiała mu walczenie
o wolność ojczyzny. Zaczął studiować historię, której nie skończył i nigdy nie
będzie miał już takiej możliwości. Został zabity tylko, dlatego, że według
Niemców był Żydem i postanowił stanąć w obronie ciężarnej kobiety. Nie mogła w
to uwierzyć. To przerastało jej najśmielsze myśli. Wojna była złem. Złem, które
rozprzestrzeniało się po świecie z prędkością światła.
Zofia
leżała w pokoju, w który dzieliła z Urszulą od zawsze. Zasłony mimo tego, że
było już grubo po godzinie policyjnej dalej były zasłonięte. Brunetka leżała
skulona twarzą do ściany. Nie płakała, brakowało jej łez. Nie miała siły wstać.
Nie chciała wstać. Nadal miała na sobie błękitną sukienkę, którą założyła dzień
wcześniej na akcję. Włosy wypięły się z uczesania. Noc była dla niej koszmarem.
Sen przeplatał się z rzeczywistością i wspomnieniami. Nie wiedziała, co jest
jawą, a co prawdą. Czuła, że z natłoku emocji, że eksploduje.
Usłyszała
pukanie do drzwi, które zignorowała. Ula, gdy tylko wstała próbowała namówić ją
do wstania, ale kompletnie jej nie słuchała. Nie chciała brać już w nim, czym
udziału. Chciała po prostu, żeby wszyscy dali jej święty spokój. Pukanie się
ponowiło. Kolejny raz je zignorowała. Zastanawiała się jak bardzo jej siostra
nie rozumie tego, że ona kompletnie nie ma ochoty na nowy, cudowny dzień. Ktoś
wszedł do pokoju. To nie były kroki Urszuli, lecz matki. Kobieta usiadła na łóżku,
które lekko zatrzeszczało pod ciężarem jej ciała. Dziewczyna poczuła na swoim
ramieniu ciepłą dłoń matki. Nawet ten drobny gest nie pomógł Zosi. Czuła, że
jej świat się zawalił w dniu, kiedy serce Janka przestało bić i nawet walka o
wolną i niepodległą Polskę przestała mieć dla niej jakiekolwiek znaczenie.
- Zosiu, musisz wstać –
usłyszała łagodny i czuły głos rodzicielki.
- Nie chce – wyszeptała nim
głos zaczął się jej łamać a ciałem nie zaczęły wstrząsać kolejny spazm płaczu.
- Córeczko – powiedziała kobieta
i przytuliła dziecko do siebie. – Jesteś młoda, całe życie przed tobą.
- Jakie życie? Pod okupacją?
Z Niemcem czekającym na rogu, żeby zastrzelić każdego jak psa? Takie życie?
Bezsensu jest takie życie – powiedziała i odwróciła się w stronę matki.
- Wiem, ale jesteś młoda.
Polska jeszcze będzie wolnym krajem, a ty chyba, masz dziś być czyimś
łącznikiem – rzekła matka.
- Skąd… Skąd ty wiesz? –
spytała zaskoczona Zosia.
- Myślisz, że twoja matka
jest tak głupia, żeby nie wiedzieć, że jej dwie córki nie umieją, siedzieć
bezpiecznie w mieszkaniu, gdy kraj ich potrzebuje?
- Mamo to nie tak… Ja i Ula…
My… Nie mogłyśmy tak siedzieć spokojnie, gdy tata z Romkiem walczą o kraj. I na
dodatek to zesłanie Janka do getta. Nie wytrzymałam tego – powiedziała Zosia i
zaczęła ponownie płakać w ramionach matki.
Kobieta
kołysała swoje najmłodsze dziecko. Zosia była cudem. Po urodzeniu Romka i
Urszuli pani Skotnicka miała nigdy więcej nie mieć dzieci. Po narodzinach
starszej córki wystąpiły pewne komplikacje, z których wynikało, że kolejnych
dzieci nie będzie. Jednak mimo wszystko pięć lat później okazało się, że za
kilka miesięcy urodzi się kolejny mały cud. Amadeusz Skotnicki – ojciec dzieci
był wniebowzięty. Od razu zakochał się po uszy w najmłodszej córce. Była jego
oczkiem w głowie. Zosia była cudem, ale jednocześnie miała najwięcej
wrażliwości z nich wszystkich. Była bezbronna jak kwiat. Cieszyła się każdym
dniem, ale gdy przychodził deszcz z gradem wtedy nie była w stanie sama wstać.
- Spokojnie. Cichutko – kobieta
głaskała córkę po ciemnych włosach. – Ubierz się i chodź do nas na śniadanie.
- Nie chcę.
- Chcesz. Bądź dzielna. Bądź
ponad wszystko. Bądź jak skała – powiedziała matka i pocałowała córkę w czoło.
Zosia
wpatrywała się w kobietę dopóki ta nie zniknęła za drzwiami. Ból nie zelżał,
ale nie liczyła wcale na to. Spojrzała na szafkę, która stała przy jej łóżku.
Zauważyła, że znajduje się na niej gryps. Drżącymi rękami sięgnęła po niego.
Ciążył jej w ręku. Miała wrażenie, że waży ponad sto kilo. To były ostatnie
słowa Janka. Jedyna namacalna cząstka tego, że to on napisał. Wiedziała, że
przeczyta go i włoży do reszty, które znajdowały się na dnie szafy. Z ręką na
ramieniu otworzyła zwitek papieru.
Nie martw sie o mnie
Najdrozsza. Wojna nie bedzie wiecznie trwac i w koncu razem pojdziemy do parku
i usiadziemy na Naszej laweczce.
Kocham Cie, Janek.
Kolejne
łzy spłynęły po jej czerwonych policzkach. Doskonale wiedziała, o jakiej ławce
mówi. Siadali na niej zawsze, gdy spacerowali po Warszawie. Po ich ukochanej
Warszawie, która jeszcze była polska i nie spacerowali po niej Niemcy. Wstała i
uklęknęła przy szafce, a następnie wyjęła najniższą szufladę. Wszystkie rzeczy,
które leżały na jej dnie położyła na łóżku. Paznokciem podważyła dno i wzięła
je do ręki. Jej jedyna skrytka. Tu schowała wszystkie pamiątki związane z
Jankiem; w szufladzie z drugim dniem. Z ciężkim sercem dołączyła do reszty
grypsów ostatni. Ten ostatni. Ten, który napisał nim zabili go Niemcy. Ten ostatni,
który miał jeszcze zapach jego dłoni. Dłoni, które kochała. Dłoni, które zawsze
odgarniały jej niesforny kosmyk włosów, który wymykał się z misternie ułożonej
fryzury. Kolejna łza spłynęła z jej oczu. Otarła ją. Serce rozsadzał ból, a
mózg nie rejestrował tego, co się stało.
Minęło
trzydzieści minut nim wyszła z pokoju. Oczy miała podpuchnięte, a nos czerwony.
Założyła tego dnia sukienkę w kolorze ciemno zielonym, a włosy splotła w
długiego warkocza. Niepewnym krokiem weszła do kuchni i usiadła przy stole.
Ranny skoczek już tam był. Wyglądał znacznie lepiej niż dzień wcześniej.
Uśmiechnął się pocieszająco do Zosi, a ona odwzajemniła gest czymś, co nawet
nie przypominało uśmiechu. Urszula przytuliła siostrę do siebie. Chciała dać
jej do zrozumienia, że jest tuż obok.
- Zjedz coś kochanie –
powiedziała mama i postawiła jej przed nosem kubek z gorącą herbatą.
- Dziękuję – wyszeptała
Zosia.
- To może ustalimy, co
będziemy mówić o Kosie sąsiadom? – spytała Ula.
- Piotrek. Mam na imię
Piotrek – powiedział mężczyzna.
- Zosia.
- Urszula. Dobrze, to
formalności mamy za sobą. Masz być naszym kuzynem, tak?
- Tak mi powiedziano nim mnie
przeniesiono. Przeprowadziłem się tutaj z Łodzi. Jestem pani siostrzeńcem –
wyjaśnił Piotr.
- Dobrze, ale musisz mówić
ciociu. Lepiej nie wzbudzać niczyich podejrzeń. Masz dokumenty? – spytała pani
Skotnicka.
- Nie. Mają dziś być
dostarczone.
- Dobrze to jeszcze dziś
nigdzie nie wychodzisz. Twoi rodzice zmarli kilka tygodni temu i zaproponowałam
ci mieszkanie, dobrze?
- Idealnie – zgodził się
mężczyzna.
- A jak twoje ramię? –
spytała Zosia, chcąc udać zainteresowanie skoczkiem.
- Dziękuje, już dobrze.
Świetnie mi je owinęłaś.
- Zosia zaczęła studiować
medycynę, ale nie skończyła – wyjaśniła matka dziewcząt.
- Wojna – wyszeptała
najmłodsza z towarzystwa, a potem spojrzała na zegar stojący w przedpokoju. –
Muszę już iść – powiedziała i wyszła z pomieszczenia.
W
przedpokoju ubrała ciemny sweterek i założyła pantofelki. Spojrzała w lustro.
Czuła na sobie wzrok mężczyzny, który miał być jej ‘kuzynem’. Był wysoki i
dobrze zbudowany. Oczy w kolorze zielonym uważnie lustrowały każdy jej ruch.
Mocno zarysowana szczęka dodawała mu tylko męskości. Było w nim coś przyjaznego
i jednocześnie demonicznego. Nie wyczuła jednak, żeby miał wobec nich jakieś
złe intencje. Podobnie jak jej rodzina i on walczył o wolność Polski.
Na ramię założyła czarną
torebkę i wyszła z mieszkania. Uderzył ją chłód korytarza. Pewnym krokiem
wyszła z kamienicy. Na dworze nie było za ciepło, ale jej to nie przeszkadzało.
Spokojnym krokiem skierowała się w stronę Zamku Królewskiego. To tam miała
spotkać się ze skoczkiem, którego miała zaprowadzić do jego nowego lokum. Echo
stukotu obcasów odbijało się od chodnika. Mijała ludzi, który podobnie jak ona
mieli swoje dramaty. Nie była jedyną, która w wojnie straciła kogoś bliskiego. Szła
powoli. Nie spieszyła się nigdzie. Mijała również niemieckich żołnierzy. Bała
się ich. Jednak miała ich zawsze z podniesionym czołem. Nie była wtedy arogancka.
Po prostu nie zamierzała pokazywać, że się ich boi. Przecież nie robiła nic
złego. Mogła spacerować po ulicach do czasu godziny policyjnej. Najgorsze były
jednak łapanki [1]. Wtedy każdy
walczył o to żeby schować się gdziekolwiek byle tylko nie zostać złapanym przez
Niemców. Łapanki to było jedyne niebezpieczeństwo ulicy. Dotarła pod zupełnie
zniszczony Zamek Królewski. We wrześniu 1939 r. spłonął on po bombardowaniach
niemieckich, a gdy tylko wojska III Rzeszy weszły do stolicy zaczęły się
grabieże Zamku. Zofia na własne oczy widziała jak Niemcy wywozili z tego
zabytku najcenniejsze rzeczy. Przechodziła akurat wtedy obok Zamku, gdy zauważyła,
co się dzieje natychmiast zaczęła uciekać w obawie, że Niemcy ją złapią. Była
wtedy tylko dziewczyną, która dopiero wkraczała w dorosłe życie. Nie chciała
tego od razu stracić.
Poprawiła pasek torebki na ramieniu.
Nie wiedziała jak wyglądać miał skoczek, którego miała doprowadzić do miejsca
kryjówki. Miała tylko umówione hasło, które znała tylko ona i on. Dla niepoznaki
spacerowała i podziwiała gołębie szukające ziaren w bruku. W końcu przystanęła
przy kolumnie Zygmunta III Wazy. Starała się nie robić gwałtownych ruchów, bo
to tylko mogłoby wzbudził podejrzenia Gestapo [2]. W pewnym momencie ktoś dotknął jej ramienia, a ona podskoczyła
ze strachu.
- To Pani szuka mebli do
salonu? – usłyszała pytanie.
- Ale tylko sosnowych –
odpowiedziała.
Odwróciła
się w stronę mężczyzny i ze zdumieniem stwierdziła, że to jest jeden ze
skoczków, którzy wczoraj przywieźli swojego rannego kolegę. Był to wysoki
brunet o ciemnych oczach. Na twarzy błąkał się delikatny uśmiech, jakby to wszystko,
co toczyło się wokół nich było żartem. Nie mogła dłużej mu się przyglądać, bo
musieli działać szybko. Ujęła go pod ramię jak zakochana dziewczyna swojego
ukochanego i na twarz przywołała uśmiech, którym zawsze obdarowywała Janka. Na
samo wspomnienie ukochanego jej serce przeszył ból, a ciało przeszedł dreszcz.
W oczach pojawiły się łzy. Zaczęła szybko oddychać, by tylko nie zacząć płakać.
- Musimy iść – powiedziała
drżącym głosem, który cały czas próbowała opanować.
- Już tu jestem. Nie denerwuj
się – powiedział tak jak mężczyzna pociesza kobietę i poklepał jej rękę, którą
ujęła jego ramię.
- Przepraszam.
- Masz smutne oczy.
- Mów o czymś wesołym –
powiedziała i udała, że powiedział jej coś uroczego, bo spojrzała na niego spod
przymrużonych powiek.
Udawali
po prostu zakochaną parę. Ona jednak nie była w stanie udawać, że jest
szczęśliwa. Gdy tylko przypomniała sobie o Janku wszystko wróciło. Fala bólu
przechodziła przez jej ciało raz po raz. Miała ochotę krzyczeć, ale to
zwróciłoby tylko ich uwagę. Wtedy z pewnością dopadliby ich Niemcy. Dlatego
przyśpieszyła kroku. Wiedziała, że im szybciej dotrze do miejsca przeznaczenia
tym szybciej skończą się jej katusze. Skoczek mówił, o czym, ale ona kompletnie
go nie słuchała. Co jakiś czas tylko wymuszała uśmiech, by potem znowu powrócić
do świata własnych myśli i bólu.
___________________________________________________________
[1] Nazwa (pierwotnie potoczna) jednego z
głównych sposobów używanych przez Niemców podczas II wojny światowej dla
zatrzymania na ulicach okupowanych miast większej liczby przypadkowych
przechodniów w celu uwięzienia ich, przesiedlenia, umieszczenia w obozach
koncentracyjnych bądź skierowania na przymusowe roboty do Niemiec.
[2] Niem. Geheime Staatspolizei, Tajna
Policja Państwowa – tajna policja utworzona w nazistowskich Niemczech 26
kwietnia 1933, która w sposób bezwzględny zwalczała wszelkie przejawy oporu,
rozwiązana wraz z upadkiem III Rzeszy w 1945 roku.
____________________________________________________________
Ten
rozdział pisałam wyjątkowo długo. Chyba ponad jakiś tydzień. Chciałam dać opis
zrujnowanej Warszawy, ale nie mogłam się na tym skupić. W następnych
rozdziałach postaram się to nadrobić. Opowiadanie będzie z pewnością podobne do
„Czasu honoru”, ale nie mam zamiaru go kopiować. Planuję bardziej skupić się na
uczuciu, w czasie II wojny światowej niż na zadaniach Cichociemnych.
Ku pamięci tych, którzy walczyli o wolną Polskę w 70. rocznicę Powstania Warszawskiego.
Oddzielili cie, syneczku, od snów, co jak motyl drżą,
haftowali ci, syneczku, smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze.
Wyuczyli cię, syneczku, ziemi twej na pamięć,
gdyś jej ścieżki powycinał żelaznymi łzami.
Odchowali cię w ciemności, odkarmili bochnem trwóg,
przemierzyłeś po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg.
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc,
i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut - zło.
Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką.
Czy to była kula, synku, czy to serce pekło?
20. III. 1944 r.
- Krzysztof Kamil Baczyński "Elegia... (o chłopcu polskim)"
Ja wiem! Ja już wszystko wiem - na tym opowiadaniu będę beczeć co odcinek, wiem to na pewno! I mówiłam Ci już, że za te opowiadanie Cię normalnie uwielbiam - bo to są tak bardzo moje klimaty! Wojna, partyzantka, intryga, patriotyzm - no to coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Zosi, mogę się tylko domyślać jak musi się czuć żyjąc ze świadomością, że jej kochany zginął w sumie bez powodu! No bo przecież co to za powód? Że okazał się mężczyzną, że stanął w obronie kobiety?! Zachował się jak powinien i zginął jak bohater!
No proszę, a my mamy jeszcze jednego lotnika, który czyżby odgrywał jakieś ważniejsze role w życiu naszych sióstr?
Buźka :*
Nie płacz! Nie mam chusteczek :*
UsuńStrata ukochanej osoby jest bardzo bolesna. Zwłaszcza w taki sposób jak tutaj - kiedy jedynym błędem była obecność w niewłaściwym miejscu i czasie, a ukarane zostało nie przestępstwo, ale ludzki odruch. Zosia jednak musi jakoś się podnieść po tej stracie i żyć dalej. Jest potrzebna nie tylko swojej rodzinie, ma także obowiązek, jaki sama sobie nałożyła - pomoc społeczeństwu walczącemu. Jest młoda i wierzę, że spotka jeszcze kogoś, kto mógłby być dla niej tak samo ważny jak Janek.
OdpowiedzUsuńPodobają mi się panowie skoczkowie, może akurat znajomość z nimi nie będzie się opierać tylko na współpracy i pomocy..?
Cieszę się, że już opublikowałaś drugi rozdział. Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, oby nieco szczęśliwszy dla dziewczyn.
Dziękuję za jeden z moich ulubionych wierszy Baczyńskiego na koniec!
Pozdrawiam serdecznie, Anna. :*
Dziękuje za szczere słowa :) :*
UsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję! Dziękuję Ci, że dałaś mi znać o tym opowiadaniu na moim blogu. Wiedziałam, że mi się spodoba, ale nie sądziłam, że aż tak! Jest strasznie wciągające, nie można od niego się oderwać. Piszesz naprawdę świetnie i to jest godne podziwu. Dobry pomysł z wyjaśnieniami niektórych słów - w końcu nie wszyscy muszą je znać.
OdpowiedzUsuńZapewniam, że będę tu wpadać, bo już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam serdecznie! <3
PS. Cudowny wiersz wybrałaś!
To ja dziękuję, że postanowiłaś zajrzeć! I jeszcze napisałaś tak miłe słowa :) Dzięki temu wiem, że warto poświęcić kilka tygodni nad jednym rozdziałem i go dopracowywać :)
UsuńWitaj :)
OdpowiedzUsuńNa samym początku chciałam Ci przekazać moje gratulacje, że podjęłaś się tak trudnego tematu, jakim jest okupacja naszego kraju. Pisanie opowiadania osadzonego w realiach historycznych wymaga dużo czasu i cierpliwości, ale i efekt potrafi być bardzo satysfakcjonujący.
Osobiście nie znam serialu „Czas Honoru” więc nie potrafię powiedzieć, jak bardzo się nim inspirujesz, ale sprawdziłam, że chyba bohaterowie są inni, więc z pewnością nie jest to kopia filmu – wielki plus. Generalnie stworzyłaś bardzo ciekawą historię, początek naprawdę świetnie rokuje i chciałabym poznać dalszy ciąg. Jest to oczywiście początek smutny i przygnębiający, ale jak inaczej oddać realia wojny? Tak po prostu musi być. Opowiadanie osadzone w takim okresie nie może być usłane różami i jest to zrozumiałe. Janka oczywiście szkoda, nie dane nam było go poznać, ale póki co wydaje się postacią szlachetną i bardzo pozytywną. Jego śmierć była rezultatem jego dobroci i chęci pomocy potrzebującej kobiecie oraz nieszczęśliwego przypadku – niesłusznego zesłania do getta. Jednak nie ma co się oszukiwać – na wojnie mnóstwo osób ginie na skutek „nieszczęśliwych przypadków”.
Generalnie Twoje opowiadanie zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Postaraj się zwracać uwagę na długość zdań – w momencie, kiedy są one krótkie, o wiele bardziej zwiększają dynamizm sytuacji. Jednak przy opisach czasami przydałoby się je troszkę wydłużyć, ponieważ wtedy lepiej się czyta. Do tego momentami masz problemy z interpunkcją, pojawiały się też drobne literówki, ale to wszystko są małe niedociągnięcia, które można poprawić. Poza tym, kto nie robi błędów? :) Najważniejsze jest to, że opowiadanie przyjemnie się czyta, i że masz na nie pomysł. Nie dostrzegłam również żadnych błędów merytorycznych, a to w przypadku opowiadań osadzonych w historii również jest dosyć ważne.
Jeszcze raz gratuluję i życzę wytrwałości w pisaniu. A gdybyś była zainteresowana innym opowiadaniem osadzonym również w realiach II wojny światowej, to zapraszam do siebie: giftmorder.blogspot.com
Pozdrawiam ciepło i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
świetne. mega wzrószające. moje klimaty to znaczy wojna i te sprawy jak w serialu który jak wywnioskowałam lubisz tak samo bardzo jak ja :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę świetnie się czyta to opowiadanie, chociaż wiadomo, że tematyka świetna nie jest, bo to w końca wojna pełna bólu i cierpienia. Jednak na pewno nie powinnaś żałować zakładania takiego opowiadania. Naprawdę trzeba było być silnym, aby po śmierci czyjejś nie upaść, nie zgubić w sobie nadziei na odzyskanie niepodległości. Nie zbuntować się do tego stopnia, że jawnie wystąpić z buntem i dość pochopnie, bo jednak do sukcesu potrzeba trochę przygotowań. Ciekawi mnie jak czuje się ich matka, wiedząc że wszyscy walczą, a ona każdego z nich może stracić. Mimo wszystko wydaję mi się, że powinna być dumna, bo robią coś aby wygrać i raczej to okazuje, napędzając Zosię do wstawania i jakiegoś odnalezienia radości w życiu. To na pewno było ważne, choć trudne w takich warunkach. Doszłam kiedyś do takiego wniosku, że w tych czasach naprawdę widać było komu na Tobie zależy i można było się dowiedzieć czy ktoś jest Twoim przyjacielem czy też nie. Wcale się nie dziwię, że się dziewczyna wystraszyła, bo zawsze mógł to być ktoś inny. Chociaż trochę śmiesznie, bo brzmiało to mniej więcej jak:"Szukasz mebli do salonu?, Tak tych sosnowych. Super, pobierzmy się" :D. Strasznie smutno mi się zrobiło, jak nagle zobaczyłam, że to już koniec rozdziału. Mam maturę "zaraz" i nie wiem czy uda mi się szybko nadrobić resztę, ale może mozolnym tempem tak, bo nie masz ich zbyt wiele :).
OdpowiedzUsuń"Czuła, że z natłoku emocji, że eksploduje." - Chyba niepotrzebne to drugie "że".
"Nie chciała brać już w nim, czym udziału." - powinno być "w niczym"
"Nie chce" - Wypowiadane słowa Zosi, kiedy nie chce wstać. "Nie chcę" powinno być. Może literówka, bo widzę, że raczej znasz tę regułę :)
I jeszcze trochę literówek, ale ciężko się od nich uchować.