poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział trzeci

„Ilu jeszcze umrze zanim stanie się jasne,
że zbyt wielu już zginęło.”
- Robert Allen Zimmerman (Bob Dylan)
Rok 1941
            - I pamiętaj, że jeśli będziesz potrzebował skontaktować się z dowództwem to przekaż wiadomość Pani Janickiej, a ona zaniesie to na skrzynkę – upomniała go Zosia.
- Pamiętam, pamiętam – powiedział mężczyzna.
- Uważaj na siebie – powiedziała dziewczyna, gdy sprawdzała czy broń skoczka spoczywa bezpiecznie w jej torebce. – Do widzenia – rzekła na odchodne i wyszła z mieszkania.
            Broń musiała zanieść do siedzib dowództwa, która znajdowała się w opuszczonym magazynie na przedmieściach Warszawy. Wyszła z bloku i szybkim krokiem zaczęła przemierzać ulice stolicy. Chciała dostać się do centrum miasta, a tam znaleźć dobrego kolegę, który mógłby ją zawieźć w dane miejsce rikszą rowerową. Starała się ze wszystkich sił unikać umundurowanych żołnierzy niemieckich, którzy mogli w każdej chwili zarządzić rewizję jej torebki, a wtedy z pewnością zastrzeliliby ją na miejscu. Warszawa nie przypominała tego samego miasta, co kiedyś nim była. Nie tętniła życiem. Była cicha i zapuszczona. Wszędzie walały się ruiny po bombardowaniach hitlerowskich. Nazwy ulic były wypisywane po niemiecku i często je zmieniano na nazwiska faszystowskich przywódców. Każda oznaka buntu była krwawo tłumiona. Dlatego Ruch Oporu potrzebował w swoich szeregach wszystkich. Kobiety dostawały rolę łączniczek, rzadziej zadań z bronią w ręku. Zosię, nawet takie nie fascynowały. Nienawidziła tych wszystkich strzelb, karabinów i innych. Brzydziła się nimi. Już dawno nie spotkała się z nikim znajomym. Ludzie nie ufali sobie wzajemnie. Wszędzie mógł być ktoś, kto donosił Niemcom. Każdy dbał tylko o siebie i swoją rodzinę. Życie towarzyskie umierało, no chyba, że było się Niemcem lub dobrze postawionym Polakiem niesprzeciwiającym się władzy hitlerowskiej i na dodatek donoszącym na sąsiadów. Nikt nikomu nie ufał. Brat donosił na brata, a dziecko na rodziców. W ludziach budziły się pierwotne instynkty, czyli przede wszystkim walka o przetrwanie. Robienie wszystkiego by nie zostać wywiezionym do obozu koncentracyjnego lub przymusowych robót w Niemczech.
            Nie chciała wcale przechodzić obok getta. Jednak nie było innej drogi do kolegi z rikszą. Musiała. Próbowała nie patrzeć w tamtą stronę, ale to było silniejsze od niej. Widziała tych wszystkich wygłodzonych ludzi i wierzyła, że w ich tłumie zobaczy Janka. Ukochanego, którego straciła. Nie docierało to do niej. Wątpiła, żeby kiedykolwiek to do niej dotarło. Nie będzie miał grobu, na którym mogłaby złożyć kwiaty czy zapalić znicz. Jego ciało pewnie zostało spalone z setkami innych, którzy nie przeżyli z powodu głodu. Racje żywnościowe w getcie były znikome. Rodzice często zastanawiali się jak podzielić jedzenie między swoje dzieci. O sobie nie myśleli. Przede wszystkim chcieli zapewnić przeżycie pociechom. Naiwnie wierzyli, że uda im się przeżyć wojnę i wyjść z tej dzielnicy, która została im przydzielona. Przystanęła na chwilę. Wiedziała, że nie powinna, bo to mogło zwrócić na nią uwagę Niemców. Czuła, że jej serce ponownie pęka na pół, a potem na jeszcze mniejsze części. Rodzina Janka dalej tam była. Dalej była uwięziona w tym miejscu. Zosia nawet nie wiedziała czy oni też nie zostali zabici tylko, dlatego, że byli jego krewnymi. Nie chciała nawet wiedzieć. Śmierć i żałoba były okropnymi doświadczeniami, a ona jak na swoje młode lata i tak dostała tych lekcji za dużo. Nie wiedziała, co z bratem i ojcem. Nie miała pojęcia czy żyją. Chciała dostać od nich jakikolwiek znak, ale miała świadomość, że to jest nierealne pragnienie. Każdy kontakt z nimi mógł narażać ją i siostrę oraz matkę na aresztowanie. A co za tym idzie, że również przesłuchanie. Niemcy nie mieli litości dla kobiet. Słyszała, że katowali je tak samo jak mężczyzn. Niektóre nie przeżywały nawet jednej doby spędzonej na Pawiaku [1]. Inne nawet, jeśli przeżywały to następnego dnia czekały je kolejne dawki tortur. Zofia za nic nie chciała tam trafić. Wiedziała, że będąc w Ruchu Oporu jest na to narażona, ale nie umiała stać biernie i przyglądać się temu jak inni oddają życie za jej ojczyznę, a ona nic nie robi. Musiała walczyć. Jeśli nie dla siebie, bo nie było jej dane po wojnie żyć, to dla przyszłych pokoleń, które zasługiwały na to, by żyć w niepodległej ojczyźnie.
- Rusz się kobieto, jeśli nie chcesz żeby zaraz zgarnęli cię Niemcy – usłyszała męski głos i ktoś popchnął ją dalej.
- Przepraszam – powiedziała i chcąc czy nie poszła dalej.
            W dole ulicy zauważyła dobrego kolegę, który mógł ją zawieźć do opuszczonego magazynu na przedmieściach Warszawy. Michał, był jej kolegą z czasów licealnych. Przyśpieszyła krok. Musiała się wyrobić do godziny trzynastej, potem w tym miejscu nikogo nie będzie, a nie chciała wracać z bronią w torebce.
- Michał, masz chwilę? – spytała, gdy doszła do niego.
- Jasne, a co się dzieje?
- Muszę się dostać, tam gdzie zawsze – powiedziała.
- Siadaj.
- Wrócę już sama…
- Siadaj i nie dyskutuj. Nigdzie nie będziesz sama wracać – usłyszała.
            Ruszyli. Spokojnym rytmem przemierzali ulice stolicy. Stolicy, która lata świetności miała za sobą. Były tylko ruiny i wspomnienia tego, co najwspanialsze. Tak ciężko było przyzwyczaić się do nowej i szarej codzienności, a przecież to już ponad dwa lata, gdy Niemcy i Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich zaatakowali Polskę. Wszystko wtedy przepadło. Lata budowanej na nowo niepodległości zostały zaprzepaszczone. Wszystko zostało stracone. Ludzie kolejny raz stracili nadzieję i Zofia wątpiła, żeby kiedykolwiek ją odzyskali. To było zbyt dużo. Zbyt dużo sił kosztowały kolejne nieudane powstania i kolejne utraty najbliższych. Ludzie pamiętali historię niewoli i tego jak krwawo wszystko się kończyło. Władze najsilniejszych krajów na świecie z aprobatą patrzyły na to jak Hitler na początku przyłącza do Niemiec Czechosłowację. Nie sprzeciwiały się, gdy Hitler zawłaszczał kolejne terytoria Europy. Ślepo wierzyli, że taka niema zgoda spowoduje, iż Adolf Hitler nie rozpęta kolejnego piekła. Mylili się. Byli naiwni jak małe dzieci. W końcu doszło do podpisania paktu między III Rzeszą z ZSRR, który dzielił Polskę na dwie części. Zofia miała tego dość. Chciała żyć tak jak przed wojną. Chciała studiować.
- Jesteśmy na miejscu – usłyszała głos Michała i zsiadła z rikszy.
            Znajdowali się w polu. Jedyną ich zasłoną był wielki dąb, za którym się schowali. Dziewczyna dłuższą chwilę obserwowała otoczenie, a potem pewnym siebie krokiem skierowała się do opuszczonego magazynu, w którym miało odbyć się przekazanie broni. Michał mimo jej sprzeciwu szedł tuż za nią. Każda taka akcja była naznaczona dużym ryzykiem. Przecież Niemcy mogli czaić się gdzieś w pobliżu. Za każdym razem szła z duszą na ramieniu oraz szeptała modlitwę. To dodawało jej siły. W tych ciężkich czasach tylko Bóg był oparciem. Tylko Bogu mogła powierzyć swoje myśli i pragnienia oraz troski. Tylko Bogu mogła ufać. Przed metalowymi drzwiami rozejrzała się dokładnie na boki i szybko wślizgnęła do środka. Prawą dłoń trzymała w torebce na broni, by w każdej chwili mogła ją swobodnie wyjąć. Cisza, która ich otaczała była niszczona przez ich kroki. Starała się nie iść zbyt wolno, bo to mogło tylko doprowadzić do ewentualnego starcia. W końcu weszła do ostatniego korytarza.
- No w końcu jesteś – usłyszała głos dowódcy.
- Trochę się pokomplikowało – powiedziała dziewczyna i już pewnym krokiem podeszła do stojących niedaleko mężczyzn.
- Mężczyzna doprowadzony do kwatery? – usłyszała pytanie.
- Tak. Instrukcje również przekazane – odpowiedziała, a z torebki wyjęła broń, którą następnie dokładnie wytarła szmatką, w którą była zawinięte. – Melduje oddanie broni od skocza, za którego byłam dziś odpowiedzialna.
- Doskonale. Czekaj na dalsze instrukcje. Kontakt tak jak zawsze – usłyszała od dowódcy.
            Na znak zgody, kiwnęła głową i razem z Michałem skierowali się do wyjścia. Szybko opuścili posiadłość i skierowali się do miasta. Nie rozmawiali ze sobą. Każde z nich było zajęte swoimi myślami. Z Zofii zaczęła schodzić adrenalina. Zaczęło pojawiać się zmęczenie oraz w myślach ponownie zagościł Janek. Ponownie chciała zaszyć się w swoim pokoju i zasnąć. Jej życie straciło jakikolwiek sens. Pochłonięta swoimi myślami nie zauważyła, kiedy dojechali do Warszawy. Pożegnała się z towarzyszem skinieniem głowy i skierowała do mieszkania. Wymijając przechodniów próbowała odrzucić od siebie smutek i żal oraz nienawiść. W oczach pojawiły się łzy i widziała jak przez mgłę kolejne ulice, które mijała. Chciała jak najszybciej wrócić do domu i wybuchnąć niepohamowanym płaczem, którego nikt nie mógł zrozumieć. Straciła kogoś, dla kogo żyła na tym podłym świecie. Straciła sens tego, co dawało jej siłę by walczyć o kolejny dzień. Dla Janka starała się nie zwariować i nie zrobić żadnego głupstwa. Tylko myśl, że on kiedyś wyjdzie z getta dawała jej siłę. Tylko to się liczyło. Niemcy zabrali jej ostatnią iskierkę nadziei. Nienawidziła ich z każdym dniem coraz bardziej. Z trudem tłumiła w sobie chęć wykrzyczenia na cały głos jak bardzo nienawidzi otaczającego ją świata. Gdy broń spokojnie spoczywała w jej torebce to wiedziała, że każde zachowanie odbiegające od normy zostanie zauważone bardzo szybko, a co za tym idzie ona zginie na środku ulicy. Teraz, gdy broni nie miała czuła, że nic jej nie powstrzymuje, że nawet, gdy zechcą ją przeszukać, bo zacznie krzyczeć na cały głos na samym środku ulicy to i tak nie znajdą przy niej nic, co mogłoby ją wiązać w jakikolwiek sposób z Ruchem Oporu.
            Czuła, że cała się trzęsie. Przystanęła przy murze i zaczęła głęboko oddychać. Chciała się uspokoić by móc w wrócić do domu i tam dać dopiero upust swojej złości i bezsilności. Świeże powietrze wcale jej nie pomagało. Ludzie mijali ją i patrzyli dziwnie. Nie wiedzieli czy to przypadkiem nie jest jakaś niemiecka akcja, która ma na celu pojmanie niewinnych Polaków. Nikt nie chciał się narażać. Rozumiała to. Sama jednak chciała jak najszybciej wrócić do normalnego stanu, by po prostu dalej egzystować, bo życiem nie można było tego nazwać. Sama nie wiedziała, kiedy na jej policzku pojawiła się pierwsza łza. Otarła ją szybko i wolnym krokiem zaczęła kierować się w stronę mieszkania. Nagle drogę zastąpiło jej dwóch mężczyzn. Spojrzała w górę i ujrzała, że ubrani są w niemieckie mundury. Przełknęła niepewnie ślinę i delikatnie się uśmiechnęła. Poprawiła torebkę na ramieniu i już chciała się odezwać, gdy uprzedził ją jeden z nich.
- Dzień dobry. Dokumenty do kontroli – usłyszała niemiecki rozkaz.
            Pokiwała twierdząco głową, że rozumie i zaczęła szukać w torebce dokumentów. Ręce trzęsły się jej ze zdenerwowania. Zginęła pewność siebie. Jeszcze jak na złość w swojej niewielkiej torebce nie mogła znaleźć dokumentów. Cieszyła się, że kontrola przypadła właśnie na ten moment, bo gdyby dopadli ją, gdy szukała Michała wtedy nie przeżyłaby nawet pierwszych dwóch minut kontroli. W końcu jednak znalazła dokumenty.
- Dzięki Bogu – szepnęła do siebie i odetchnęła głęboko.
- Szybciej! – usłyszała ponaglenie.
            Podała dokumenty i spojrzała przed siebie. Była sporo niższa od mężczyzn, więc jej wzrok natrafił na mundur. Nie mogła spojrzeć im w twarz. Nie chciała. Nienawidziła ich. Nawet w chwili, kiedy była w niewątpliwym niebezpieczeństwie miała ochotę napluć im w twarz. Wykrzyczeć jak bardzo nienawidzi ich polityki i tego wszystkiego, co zrobili z jej pięknym krajem. Powstrzymała się jednak. Pomyślała o mamie, która nie zniosłaby tego, gdyby jej się coś stało. O jednym dziecku nic nie wiedziała, a zostały jej tylko jeszcze córki. Zosia jeszcze raz poprawiła torebkę na ramieniu. Oczekiwała jakiejkolwiek reakcji ze strony Niemców. Takie czekanie było najgorsze. Czuła, że zaraz ją skażą na śmierć lub więzienie. Dokumenty miała w porządku. Były prawdziwe. Nie potrzebowało podróbek, bo nigdy nie została jeszcze złapana przez Gestapo.
- Wszystko w porządku. Może pani iść – usłyszała.
            Pokiwała głową i z lekkim uśmiechem odeszła jak najszybciej mogła.

___________________________________________________________
[1] Nieistniejące więzienie śledcze w Warszawie, popularnie zwane Pawiakiem (nazwa pochodzi od ulicy Pawiej, przy której znajdowała się jedna z bram wjazdowych), zbudowane w latach 1830−1836 według projektu znanego warszawskiego architekta Henryka Marconiego. W latach okupacji niemieckiej 1939−1944 największe niemieckie więzienie w Generalnym Gubernatorstwie.
____________________________________________________________
Znowu strasznie długo mi się pisało rozdział. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pójdzie mi już sprawniej. Planuję przybliżyć teraz trochę męskich postaci.
Lady Spark 


W dniu napaści hitlerowskiej na Polskę. Tym, którzy oddali życie za ojczyzne.
Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.
A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły ptaki
bzu dzikiego; bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.
Krąg powolny dzień czy noc krąży,
ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak innym
ziemia rosła tęga - nie pusta.
I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu.
Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.
Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;
bo to była życia nieśmiałość,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.
4.12.1943 
- Krzysztof Kamil Baczyński "Z głową na karabinie"

11 komentarzy:

  1. Oczywiście cały komentarz mi się skasował, ech..
    Cieszę się, że akcja z przekazaniem broni zakończyła się szczęśliwie. Rozumiem ból i tęsknotę Zosi, podziwiam także jej sprzeciw wobec zastanej rzeczywistości i działanie w Ruchu Oporu. Jednak jeśli chce dalej angażować się w taką walkę, musi zapomnieć o tym co było i zrozumieć, że niestety nic nie przywróci życia jej ukochanemu. To okrutne, ale bardzo prawdziwe. Pewnie kolejny raz od początku tego opowiadania się powtórzę, ale podziwiam tych młodych ludzi, którzy walczą o utrzymanie swojej tożsamości narodowej i o wolną przyszłość dla siebie, swoich rodzin i przyjaciół. Nadal się starają, choć starania te często okupione są licznymi ofiarami. Tym bardziej trzeba być wdzięcznym za to, że my teraz możemy żyć w wolnym kraju.
    Bardzo się cieszę, że zaczniesz rozbudowywać wątki bohaterów męskich :)
    Dobry rozdział w odpowiednim dniu, o wymownej porze.. I mój ukochany Baczyński na koniec, dziękuję :)
    Pozdrawiam ciepło, Anna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za każde słowo :).
      Ja również podziwiam tych ludzi.
      Pozdrawiam, Lady Spark

      Usuń
  2. Jak wspominałam, wzruszyłam się strasznie i chyba tak zostanie. Płaczliwa ja.
    Janka nic nie przywróci, spotkać się będą mogli tylko po śmierci. Jednak Zosia ma jeszcze z pewnością niemało zadań do wykonania. Serce boli i trudno przejść do porządku dziennego, lecz musi się dziewczyna skupić na akcjach, żeby samemu nie zginąć.
    Ma jeszcze dla kogo żyć, naprawdę :)
    Bardzo klimatycznie u ciebie. Dzisiaj kolejna rocznica. Warszawa zdecydowanie inna niż wtedy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). Masz rację. Warszawa zdecydowanie inna niż wtedy

      Usuń
  3. Co tu dużo pisać wobec tak świetnego opowiadania? Z każdym kolejnym rozdziałem chcę więcej, a ta historia porywa mnie coraz bardziej. Naprawdę szkoda, że dodajesz tak rzadko, ale rozumiem, że to zajmuje Ci sporo czasu, bo pisanie to nie jest coś, co się robi tak, o pstryk i już jest. Ten rozdział naprawdę dobrze ukazuje realia wojny - ulice, po których się kręcą Niemcy i nawet nie próbują ukrywać swojego poczucia wyższości nad Polakami, warszawskie getto, które było miejscem biednym, gdzie śmierć tak często była obecna, straty swoich najbliższych w obronie drugiej osoby i kraju.. Kiedy czytam to opowiadanie, aż serce mi się kraje, a w oczach się zbierają łzy. Nigdy nie chciałabym żyć w takich warunkach i dlatego z przerażeniem spoglądam na to co się dzieje na wschodzie. Cieszę się, że podjęłaś się pisania czegoś tak fantastycznego i czekam na więcej. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to opowiadanie wcale nie jest świetne ;).
      Cieszę się jednak, że historia wciąga, bo to ma właśnie na celu :).
      Tak pisanie rozdziału to nie jest kwestia kilku godzin czy dni, ale czasem kilku tygodni, gdy próbuję dopasować swoje pomysły z realiami tamtych czasów.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Życie w tamtych czasach musiało być naprawdę straszne! Ciąły strach, lęk, nerwy i otaczająca bezsilność na sytuacje, w którym znalazł się krajach. W tamtych czasach ludzie mieli zupełnie inną mentalność niż dzisiaj. Wolność i Polskę szanowali, bo wiedzieli, że zawdzięczają swoim przodkom coś więcej niż życie. A teraz jak patrzę na to co się dzieję to z przykrością stwierdzam, że Polsce przydałaby się taka patowa sytuacja, może wtedy Polacy wreszcie staliby się jednością zamiast tych ciągłych bratobójczych przepychanek? - o matko jakie ja mam rozkminy o tak wczesnej porze!

    Już kiedyś Ci mówiłam, że to opowiadanie będzie zajmowało szczególne miejsce w moim sercu i tak właśnie jest! Historia jest na tyle magiczna i poruszająca, że naprawdę nie sposób się od niej oderwać. Nie pozostaje mi zatem nic innego jak czekać na kolejny odcinek :) Bużka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piłaś coś o tak wczesnej porze?!
      Mówiłam Ci przecież, że damy nie piją przed 13!
      Ale wiesz, że ja się z Twoim zdaniem zgadzam. Obecnie ludzie nie pamiętają jak to jest, żyć pod okupacją innego państwa.

      Usuń
  5. Witaj! Natrafiłam na Twój blog kilka dni temu i szybko przeczytałam rozdziały. Po pierwsze, bardzo podoba mi się klimat i tematyka. Lubię powracać do dawnych czasów, a dzięki temu opowiadaniu mogę się w nie przenieść. Bardzo trafnie publikowałaś kolejne rodziały, w ważnych datach :) Ciekawa jestem kiedy będzie następny rozdział, czekam niecierpliwie, chociaż z doświadczenia wiem, że czasochłonne jest pisanie opowiadań w czasach niewspółczesnych. Przechodząc już ściśle do opowiadania póki co mam wrażenie, że wszystko się powolutku dopiero rozwija, że krok po kroczku przedstawiasz nam bohaterów i świat w którym żyją. Podoba mi się to, ale liczę w przyszłości też na szybką, trzymającą w napięciu akcję. Pozdrawiam serdecznie, blog został dołączony przeze mnie do czytanych.

    OdpowiedzUsuń
  6. P.S. Kocham wiersze Baczyńskiego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem znów. Potrzebowałam przeczytać coś dobrego. Maszerować z bronią po Warszawie w takich czasach to strach, także Zosia jest odważna. Łączniczka też się naraża na zatrzymanie. W każdym razie dobrze, że znaleziono też jakaś fuchę dla kobiet w tym ruchu oporu. Zawsze można mieć lepsze mniemanie o sobie, że się pomagało, brało w tym udział trochę bardziej niż wspieranie duchowe synów/braci/ojców/przyjaciół itd. Swoją drogą to piękne, że człowiek umiał się porozumieć bez telefonów komórkowych itd. Mimo, że tamte czasy były straszne to jednak bardzo mi się podobało to, że umiano się cieszyć każdą chwilą szczęścia, a nie wciąż narzekano, a ludzie nie byli tak zepsuci jak są teraz. Przynajmniej mówię o naszym narodzie i o moich wyobrażeniach, bo tak naprawdę nie wiem jak wtedy było. Tak, niektórzy niby byli szczęśliwi, ale czy do końca skoro musieli kablować na innych? Czy byli zgodni ze swoim sumieniem? Chyba trochę nie. Ale byli bezpieczni. Zosia miała szczęście, że trafiła na nich już wtedy, kiedy oddała broń. Mi chyba trudno byłoby się do nich uśmiechnąć, kiedy w głębi serce się czuje do nich taką nienawiść. Zwłaszcza, że dla Zosi była to dość świeża rana. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy